Obudziłam się. Nie moje łóżko, nie mój pokój. Leżałam na sali szpitalnej. Myślałam bardzo powoli. Nie zdążyłam zadać sobie pytania CO JA TUTAJ ROBIĘ, kiedy usłyszałam Adama głos: CZY PAMIĘTASZ CO SIĘ STAŁO? Spokojnie pokiwałam głową, że NIE. Po chwili przyszedł lekarz. Kolejna osoba zapytała CZY PAMIĘTAM CO SIĘ WYDARZYŁO? Moja odpowiedź nadal brzmiała NIE. A było filmowo. Adam rano nie mógł mnie dobudzić. Byłam totalnie niekomunikatywna. Zadzwonił na pogotowie. Powiedzieli, że jadą, ale on nie ma odstępować mnie na krok. Potem karetka, szpital, prześwietlenie głowy, jazda na sygnale do Liverpool, gdzie sala operacyjna i lekarze byli już gotowi i czekali na mnie. Liczył się czas. Niewiele mi go zostało. Cysta, która się zadomowiła w mojej głowie urosła na tyle, że zablokowała swobodny przepływ płynów mózgowych, których uzbierało się niebezpiecznie dużo. Najpierw trzeba było udrożnić drogi, aby płyn miał swobodę ruchu. Potem czekała mnie operacja usunięcia cysty. Lekarz, który mnie operował nie tylko nie uszkodził mojego ciała, ani mojej pamięci, ale uratował przed śmiercią i podarował drugie życie. Jak więc nie wykorzystać nowej szansy? Pytanie brzmiało ALE JAK? Telewizyjne i kinowe metamorfozy, zwroty o 180 stopni, czy stawianie wszystkiego na jedną kartę mnie nie interesowało. Ale chciałam znaleźć sposób, aby to moje życie w końcu doceniać, cieszyć się nim i czerpać z niego garściami. Najbliżej było mi do natury. W jej towarzystwie oddycham prawdziwie. Wędrówka po lasach, łąkach, górach i wiejskich terenach to prostota, do której chciałam powrócić. Tam można porozmawiać ze światem. Tam można posłuchać siebie. Zobaczyć, jak najwięcej. Dotknąć, poznać, posmakować. Posłuchać ciszy. Otulić się spokojem. Zatrzymać się. Zaczęłam chodzić. Na początku przejście od pokoju do kuchni było wyzwaniem. Spacer z psem wydawał się maratonem, a jazda autem to roller coaster wywołujący zawroty głowy. Ból, szybkie zmęczenie, uczucie, że zaraz stracę przytomność. Byłam potwornie słaba. Ale uparcie szłam. I było lepiej, i mogłam iść dalej. Pokonanie pierwszych 5 kilometrów to duma i wizja chodzenia po całym świecie. Wynik 10 kilometrów to siła i moc. 20 kiloemtrów to wynik, który wydawał się przekroczeniem własnych granic. Każdy kolejny kilometr to niedowierzanie i zachwyt, że ludzkie ciało potrafi osiągnąć tak wiele. Po dwóch latach zaczęło iść lawinowo. Kończyłam jeden projekt i z uśmiechem na twarzy zaczynałam kolejny. Przygody, sukcesy, obrazy świata motywowały mnie do działania. Były też upadki, i był pot, i były łzy. Ale szłam dalej i chciałam więcej. Zaczęłam wzrastać. Zaczęłam się stawać. Zaczęłam chcieć, marzyć, pragnąć. I tak doszłam do wyzwania, jakim jest wędrówka dookoła Wielkiej Brytanii. I tak pojawił się pomysł stworzenia bloga, aby móc dzielić się pasją bez makijażu. Blog jest słowną galerią szlaków. Literki malują obrazy i emocje. Ale ma on być też "Gabinetem Możliwości". Miejscem, do którego wchodzisz i czujesz, że idąc dalej, idziesz ku sobie. Wędrówka to jest mój sens życia, mój sposób spędzania czasu wolnego, moja recepta na wszystko, co mnie uwiera. Każdy z nas ma swoją "pestkę". To "coś", co daje uczucie szczęścia i spełnienia. Nie zawsze są to sporty ekstremalne i medialne wyczyny. Czasami jest to domowe hobby, które daje przyjemność i uśmiech. Gratuluję wszystkim, którzy znaleźli swoją prawdę. I zachęcam do poszukiwania siebie tych, którzy czują się zagubieni. Skorzystać z życia to największy prezent, jaki możemy sobie podarować.