Wyrwać pogodzie suche dni wtedy, kiedy nie musimy iść do pracy staje się zadaniem co raz bardziej skomplikowanym. Piątkowe popołudnie ze swoją prognozą słoneczno-deszczową z dodatkiem silniejszego wiatru nie zachęcało do wędrówki, ale na szlaku nie było nas już przez kilka dni, więc wypadało wziąć rzeczywistość na klatę. Kilometry same się nie przejdą.
Na taką nijaką pogodę mamy w zasięgu ręki rzekę Mersey, przez którą nie jest łatwo przejść, jeśli nie chcemy korzystać z promu. Przedostanie się na jej drugi brzeg zajmie nam kilka wypraw.
Pojechaliśmy do Birkenhead. Zostawiliśmy auto na bezpłatnym parkingu przy stacji kolejowej Green Lane i ruszyliśmy w kierunku Hooton. Trasa prowadziła przez labirynt ulic. Od czasu do czasu trafiały się parki i miejsca z dużą ilością zieleni. Było też kilka momentów, kiedy to maszerowaliśmy wzdłuż rzeki i te chwile dawały najwięcej przyjemności. Każde zejście do wody to automatyczny uśmiech na twarzy. Nie było jednak tego zbyt wiele. Wyjazd pomimo tego był pozytywny. Szło się dobrze. Nie mokliśmy ani zbyt mocno, ani zbyt często.
Najpierw skupiłam się na domach, które mijałam. Stare, angielskie, dostojne budownictwo z wielkimi oknami przenosiło mnie do przeszłości. Przycupnięte domki z wyjątkowymi i niezwykle zadbanymi ogródkami dawały namiastkę rodzinnego ciepła. A nowoczesne wille otwierały wyobraźni drzwi do nowoczesnych i ciekawie zaprojektowanych przestrzeni.
Po kilku tygodniach przyglądania się Wielkiej Brytanii, nauczyłam się nie oceniać miejsc. Mój stosunek do tego, co mnie otacza stał się bardziej neutralny. Staram się być. Staram się iść. Staram się skupiać na celu, który chcę osiągnąć. A że czasami jest mniej fajnie i mniej ekscytująco to nie ma to wpływu na całość, na ogół, na uczucie, które się pojawi, gdy ponownie stanę na ziemi Land's End. Poza tym każdy nasz wyjazd to świetny trening, który umacnia kondycję, to postęp, to progres, to powód do zadowolenia. No i jeszcze pozostają wewnętrzne dialogi, które potrafią oderwać znudzony umysł od monotonnej scenerii. W tej mojej głowie z kudłatymi myślami nie ma miejsca na marazm 🙂.
Mam jeszcze jedną metodę, aby nie dać się pożreć mdłym trasom. Moje myśli wędrują ku ludziom. I w tym miejscu, chciałabym podziękować wszystkim osobom, które kontaktują się ze mną prywatnie i dzielą się swoimi cudownymi projektami. Jesteście dla mnie oknem wychodzącym na świat. Inspirujecie. Pokazujecie, jak wiele można osiągnąć, jak wiele zobaczyć, jak wiele poznać. Wasze pomysły i sukcesy są dowodem na to, że warto realizować marzenia. Czytam Was, przyglądam Waszej aktywności i myślę sobie... "kurcze, i jak tu nie chcieć iść przed siebie skoro tyle piękna i pasji jest wokół". Piszcie, opowiadajcie o Waszych wyzwaniach, o Waszych krokach do przodu, o przekroczonych granicach.
W ten piątek, myśli często też uciekały do aktualnych prac związanych z postawieniem bloga, który za jakiś czas powinien zobaczyć światło dzienne. Poza pierwszymi kroczkami na płaszczyźnie literkowej, dzięki Adamowi, posunęliśmy się również troszkę do przodu z projektem, jakim jest uzbieranie funduszy na zakup karetki pogotowia. Idziemy wielotorowo. Mam nadzieję, że te różne drogi spotkają się z nami na mecie 🙂.
Comments