top of page

Birkenhead to Heswall 30.5km - 5 godzin i 26 minut - 04.08.23 Piątek


Jeszcze nie ochłonęliśmy po powrocie z Kornwalii. Codzienne wędrówki, kilometry, widoki, obrazy były nadal świeże w naszych głowach. Powrót do rzeczywistości jeszcze nie zdążył przykryć tych wspomnień obowiązkami, zadaniami, powtarzalnością. Kipiało w nas. Wzrok przesuwał się po czterech ścianach w poszukiwaniu okna, za którym była przestrzeń świata. Nogi nie chciały ustać w miejscu. W obliczu tak pięknie rozpoczętej przygody doszukiwaliśmy się możliwości ponownego wyjścia na szlak. Chcieliśmy więcej, chcieliśmy dalej.


Adam zaproponował, abyśmy szybciej zerwali się z pracy. W końcu piątkowe popołudnie również można owocnie wykorzystać. To była oferta, której się nie odrzuca.


Z pracy uciekliśmy koło południa. Szybki obiad, szybka kawa i pojechaliśmy do Birkenhead. Autobusem 472 dotarliśmy do Heswall. Podróż zajęła nam jakieś 40 minut. Potem jeszcze 5km w kierunku morza i mogliśmy kontynuować naszą wędrówkę dookoła Anglii, Walii i Szkocji.

Relaks. Pełne odprężenie. Ponownie byliśmy na szlaku. Do Birkenhead szliśmy dobrze nam znaną trasą, którą poznaliśmy rok temu, gdy robiliśmy z aplikacji AllTrails szlak o nazwie: South Tranmere and Wirral Country Park. Ten odcinek jest niezwykle łatwy i przyjemny. Głównie szliśmy po chodniczkach i promenadzie. Nic intensywnego. Nic wymagającego. Idealny teren na popołudniowy spacer. Morza nie było widać zbyt wiele, bo był odpływ, ale i samo wybrzeże robiło swoją robotę. Kroki stawiane na granicy lądu i wody były wypełnione entuzjazmem. Do tego wpatrywanie się w przestrzeń po sam horyzont wzmacniało pozytywną energię, która unosiła się w powietrzu.

Szłam przed siebie i myślałam o ludziach, których spotkałam w autobusie, o ich życiu, codzienności, marzeniach. Dokąd szli? Co na nich czekało? Jakie obowiązki mieli do wypełnienia? Czy mieli dobry dzień? Czy będą zasypiać z uśmiechem na twarzy? Czy czekają z niecierpliwością na jutro? Czy żyją swoim życiem? Czy udaje im się zachować siebie w sobie? Czy jest coś, czego żałują? A może coś odebrał im strach? Czy są kochani? Czy są samotni? Jakimi ścieżkami życia chodzą? Czy mają cel? Czy robią to, co lubią? Każdy z tych ludzi miał swoją historię, swoją wrażliwość, swoją skrzynię z pasjami, albo ciemną studnię bez dna. Po czym poznaje się szczęśliwego człowieka?

Leonard Luther śpiewa: "Dziś widziałem szczęśliwego człowieka, jak przez życie spokojnie szedł, na nikogo nie czekał, przed nikim nie uciekał, był jak rzeki znajomy brzeg.(...). Dziś widziałem szczęśliwego człowieka, tak jak rzeka w horyzont wrósł, niczego nie przyspieszał, niczego nie odwlekał, Wielki Wóz go do nieba wiózł."


Mówi się, że szczęśliwym się nie jest, tylko się bywa. I ja tego bywania szczęśliwą doświadczam na szlaku, kiedy skupiam się na podstawowym kroku... kiedy słyszę nadpływające fale... kiedy widzę zachód słońca... kiedy głodna dopadam się do jedzenia... kiedy zmęczona docieram do samochodu i mogę usiąść. To jest to moje wyborne, wytworne, nieposiadające ceny szczęście.

Szliśmy już jakiś czas przed siebie. Skupieni na drodze, każde z nas wgryzało się w pokonaną odległość. Przy 28km poczułam zmęczenie. Adam też już nie był w najlepszej formie. Zostały jeszcze tylko 2km. Nie było łatwo. Noga za nogą wsparta na sile woli dociągnęła nas do samochodu. Mogliśmy usiąść i pojechać do domu.

W drodze powrotnej pod powiekami miałam obraz ujścia rzeki Mersey, która łączyła się z morzem. Tyle się o niej śpiewa w szantach. Tyle razy towarzyszyła mi podczas spacerów i wędrówek. A teraz mogłam zobaczyć punkt, gdzie jej wody mieszają się z morskimi głębinami. Tam z bycia dużą przechodzi na bycie jeszcze większą. Magia chwili. A ja byłam jej anonimowym świadkiem.

24 wyświetlenia0 komentarzy

Comentarios

Obtuvo 0 de 5 estrellas.
Aún no hay calificaciones

Agrega una calificación
bottom of page