Pierwszą z tych książek przeczytałam, kiedy moja decyzja o wędrówce dookoła Wielkiej Brytanii była bardzo młoda, chwiejna i niepewna. Drugą z nich skończyłam czytać wczoraj, kiedy w nogach mam ponad 2.500 kilometrów należących do wybrzeża UK. Obie chłonęłam całą sobą, wsiąkając w trud i wysiłek związany z marszem, pogodą, logistyką. W prostotę życia na szlaku, której daleko jest do chaotycznego świata pogubionej cywilizacji. W zachwyt naturą, która emanuje siłą, wzrusza dźwiękami, zwala z nóg swoim pięknem.
Finding Hildasay pokazuje, jak człowiek stojący na granicy życia i śmierci, odnajduje nadzieję i szczęście. Hildasay to Home to znalezienie rodziny i domu, który nie jest rozumiany, jako budynek z wylanymi fundamentami i ceglanymi ścianami. Obie książki składają się na opowieść przypominającą bajkę o Kopciuszku. Tylko że Kopciuszkiem jest były żolnierz, bajka twardo jest oparta na brutalnej rzeczywistości, a księciem jest kobieta, która rezygnuje z życia w pałacu i wyrusza w bezkompromisową podróż, gdzie wieje, leje, jest zimno, twardo i nie zawsze życzliwie. Ostatecznie jednak miłość i wyższe wartości wygrywają, a cała rodzina ma się dobrze i radośnie, kontynuując swoje niekonwencjonalne życie na dziko.
Nie wszystko w tej bardzo osobistej i intymnej opowieści jest moje. Nie wszystko się zgadza z moim JA. Nie pod wszystkim bym się podpisała. Ale to jest życie Chrisa, jego decyzje, jego upadki, jego bolesne wstawanie z kolan. To on płaci cenę za swój wybór. I ja to szanuję. Doceniam prawdziwość. Chylę czoła wartościom, którymi kieruje się Chris, a które często są przysypywane czarną ziemią i coraz rzadziej widzą światło dzienne.
Historia autora na pewno inspiruje. Pokazuje moment, kiedy człowiek jest na dnie. Stoi tam w bezkresnej ciemności zupełnie sam. Nie widzi drogi ewakuacyjnej, kierunku ku powierzchni, gdzie można zaczerpnąć świeżego tlenu. Pragnie tylko zamknąć oczy, nie czuć, nie widzieć, odejść na zawsze. Ratunkiem staje się krok w nieznane. Zniekształcone działanie. Aktywność, która na początku ma w sobie więcej wstydu i upokorzenia, która potrzebuje czasu, aby zbudować siłę, wiarę, nadzieję i szczęście. Wędrówka autora pokazuje, że nigdy nie wiemy, co jest za zakrętem. Pierwszy, drugi, trzeci z nich może być tylko smutnym rozczarowaniem, ale kontynuując podążanie do przodu, przejmując powoli stery, pokonując kolejny dystans, w końcu widzimy postęp, odczuwamy satysfakcję, nabieramy siły i szacunku do siebie. Dostrzegamy prawdę, że nic nikomu nie musimy udowadniać, że najważniejsze jest to, aby iść po swojemu swoją własną drogą.
Wilderness Family
Comments