top of page

Lancaster - Knott End-on-Sea; Fleetwood - Lytham St Annes; Hesketh Bank - Southport

Na ścianie wisi już polityczna mapa Wielkiej Brytanii o wymiarze 90x60cm. Długo stała w kącie zwinięta w rulon. A teraz przyszedł jej czas, aby zaistnieć, aby stać się naszą inspiracją.


Pisałam już, że nasza przygoda się zaczęła, ale po tych ostatnich trzech dniach mogę powiedzieć, że teraz zaczęła się na prawdę 🙂. Kilometry, które przeszliśmy, wciąż są nicością w stosunku do tego, co musimy przedeptać, ale pojawiły się pierwsze odcinki, kiedy to patrzę na drugi brzeg i mogę powiedzieć, że tam już byłam, tam szłam. Widzę postęp, a ten jest najlepszą motywacją. Wątpliwości schodzą na drugi plan, a w ich miejsce wchodzi chcenie. Nogi upominają się o kolejny etap drogi, a głowa szuka rozwiązań, które pozwolą uprościć logistykę zaplanowanej wędrówki. Przestrzeń w patrzeniu w przyszłość zaskakuje. Jesteśmy na początku wyzwania, a jeden pomysł goni kolejny.



Chciałabym zacząć pisać blog o naszym projekcie. W tym miejscu bym mogła dzielić się większą ilością technicznych informacji, pikantnymi smaczkami, które nam się trafiają na szlaku, jak i człowieczą refleksją, która się pojawia po długich wewnętrznych monologach. No i wszystko by było w jednym miejscu. Tyle tylko, że o pisaniu bloga nic nie wiem, a o jego pozycjonowaniu to już w ogóle nie mam zielonego pojęcia. Dlatego, jeśli ktoś ma doświadczenie w tym temacie i chciałby mi pomóc wejść w świat blogowy, to proszę o kontakt.



Inny projekt, o którym myśleliśmy już od jakiegoś czasu, ale teraz go określiliśmy konkretniej, to chcielibyśmy przy okazji naszej wędrówki uzbierać pieniążki na sprzęt szpitalny, który ratuje życie. Nie cierpię szpitali, wyniosłych lekarzy, oraz całej polityki korporacyjnej w świecie medycyny, ale... Ale to w szpitalach w Anglii uratowano życie mojego syna, jak i moje własne, oraz przeprowadzono operację, dzięki której Adam ponownie może chodzić. Chciałabym powiedzieć tym szpitalom DZIĘKUJĘ. Chciałabym mieć chociaż maleńki wkład w uratowanie innych żyć, które będą miały szansę na rozwijanie swoich pasji. Oczywiście, również nie znam się na tworzeniu wizerunku, ani na zbieraniu pieniędzy. Dlatego, jeśli ktoś wie, jak taką akcję ugryźć to również proszę o kontakt. Może ktoś zajmuje się zawodowo zdobywaniem zasięgów, reklamą, promocją i chciałby pokazać swoją firmę i jej charakter pracy?



Odnoszę wrażenie, że z każdym kolejnym kilometrem widzę dalej i wyraźniej. Znika strach i niedowierzanie. Pojawia się potrzeba działania i dzielenia się.


Jadąc w środę do Lancaster, przeczytałam na plandece samochodu ciężarowego "Tomorrow starts Today". Może to już banał. Może to już oklepane hasło. Ale wciąż pachnie prawdą. Odniosłam tę myśl do naszej wyprawy. Idąc dzisiaj, tworzę jutro. I potem jest kolejny dzień i kolejny, i ta przestrzeń przede mną się rozrasta do gigantycznych rozmiarów. A w tej przestrzeni są obrazy, smaki, dźwięki i doświadczenia jeszcze mi nieznane. I to nieznane napędza. Ta ciekawość, co będzie za kolejnym zakrętem. A świadomość, że to ja sama kreuję moje jutro, daje uśmiech na twarzy. Mieć siłę sprawczą. Mieć wybór. Mieć prawo. To mieć wolność.



Trzy dni wędrówki to bardziej i mniej ciekawe odcinki. Raz szło się wygodnie, spokojnie i przyjemnie, bo była promenada. Innym razem trzeba było iść wzdłuż ulic, które nie zawsze miały chodniki. Raz serce rosło wraz z rozśpiewanym i dynamicznym morzem. Innym razem nudne tereny zalewowe męczyły monotonią, albo stada krów wymuszały na nas zmianę trasy. Raz pogoda tylko dodawała uroku krajobrazom. Innym razem deszcz tak lał, że gacie mieliśmy mokre, a w butach to była jedna wielka kałuża. Raz niespodziewane atrakcje typu AIR SHOW w Blackpool, albo smaczna kawa przy dźwiękach André Rieu w klimatycznej restauracji Cafe Marina, i dodawały smaku całej wyprawie. Innym razem na mało uczęszczanych ścieżkach mogliśmy gadać z głosem wewnętrznym, który zawsze ma dużo do powiedzenia, albo wyciszać się i wpatrywać w przestrzeń. Każdy dzień był inny i wnosił coś nowego. Te lepsze momenty budziły moją serotoninę i wtedy śmiałam się, i ciężko mi było opanować entuzjazm. Te gorsze, póki co, tracą na sile, bo mają się nijak do tego, co jeszcze jest przede mną. To są tylko niewygodne chwile, które mijają, i ustępują miejsca tym ciekawszym, tym, które skradają całe show i pokazują wartość tej wędrówki.


W niedzielę przypadały moje urodziny. Rok temu stworzyłam tradycję, że zamiast świeczek na torcie mają być przemaszerowane kilometry. Zeszłoroczne 44km zrobiliśmy na Anglesey i tym samym rozpoczęliśmy projekt przejścia tej wyspy dookoła, co okazało się być cudownym doświadczeniem. W tym roku 45km uzbierałam na trasie Fleetwood - Lytham St Annes, i te kilometry są częścią dużego projektu. Satysfakcja jest o tyle większa, że warunki pogodowe były dosyć ciężkie. Od 8 00 rano, prawie do 13 00 głównie padało, a nawet lało, a my wytrwale szliśmy przed siebie. Potem mokre krople zastąpił silny wiatr, z którym musieliśmy się mocować i sprawność kroku robiona do przodu była mocno zachwiana. Ale zrobiłam to. Przeszłam dla siebie te 45km.


Lancaster - Knott End-on-Sea - 32.2km - 6 godzn i 5 minut - 09.08.23 Środa

Fleetwood - Lytham St Annes - 30km - 5 godzin i 40 minut - 12.08.23 Sobota

Hesketh Bank - Southport - 17.2km - 3 godziny i 6 minut - 13.08.23 Niedziela





1 wyświetlenie0 komentarzy

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
bottom of page