top of page

Leeds & Liverpool Canal - the longest canal in Britain - 127 miles/204km – 2022 rok

Gdy Lake District było błękitne od deszczu, a Walia przechylała się to w lewo, to w prawo, w zależności od kierunku sztormowego wiatru, najdłuższy kanał w Wielkiej Brytanii stał się dla nas szlakiem alternatywnym. Długo był na wyciągnięcie ręki. Mieszkamy w Warrington i do Liverpool mamy blisko, więc kiedy nogi chciały iść, a czasu wolnego było niezbyt wiele, to ruszaliśmy połazić wzdłuż kanału.


Początkowo traktowaliśmy tę trasę, jako bieżnię na świeżym powietrzu i technicznie zaliczaliśmy 20km. Z czasem, ten niewinny wybór szlaku okazał się być punktem zwrotnym w naszej rocznej karierze wędrowniczej.

Pomysł na ten projekt powstał na granicy zimy i wiosny 2022 roku. Nosiło nas. Ciągnęło na szlak. Ale pogoda konsekwentnie rujnowała nasze plany. 214 SZCZYTÓW WAINWRIGHTA w Lake District czy OFFA'S DYKE PATH w Walii miały być przyjemnością, a stały się wyprawami, gdzie głównie przedzieraliśmy się przez błoto, bagna i niekończące się kałuże o rozległych wymiarach.


Zaczęliśmy myśleć o czymś prostym, lekkim, niezbyt skomplikowanym. Padło na kanał. Ale jaki? Wzięliśmy najdłuższy, zwłaszcza że zaczynał się blisko nas.

Większość trasy zrobiliśmy podwójnie. Podjeżdżaliśmy autem, szliśmy przed siebie i wracaliśmy do samochodu. Nie spieszyło się nam. Nikt i nic nas nie goniło. Dopiero ostatnie 86km podzieliliśmy na dwa segmenty i wspomogliśmy się raz taksówką, raz pociągiem. Wędrówka do Skipton o długości 37km była odczuwalna, ale to droga ze Skipton do Leeds o długości 49km okazała się być kropką nad "i".


Ten ostatni segment zrobiliśmy w środę 22 czerwca.2022 roku Ruszyliśmy pod hasłem "POKAŻ NA CO CIĘ STAĆ" he he he! Nastroje były wojownicze. Plan B nie istniał w naszych głowach. Cel musiał być osiągnięty. Skupialiśmy się tylko na tej wersji. Przy takim nastawieniu humor dopisywał do końca, chociaż z nogami bywało różnie. Po pierwszych 10km przystanęliśmy na śniadanie, które zjedliśmy w towarzystwie krów. Po kolejnych 15km był czas na obiad i kawę. Tym razem trafiła nam się ławka nad kanałem. Usiedliśmy sobie wygodnie. Było idealnie, dopóki nie wstaliśmy. Nogi już czuły te 25km i musieliśmy nasze kończyny na nowo rozruszać. Przy 40km zatrzymaliśmy się na zimną coca-colę, ale siadanie już sobie odpuściliśmy, bo nie było pewności, czy wstaniemy 🙂. I w końcu finał. 49km i punkt, gdzie kanał wpływa do rzeki. Kilka miesięcy wcześniej przypatrywaliśmy się jego końcowi (nasz początek), a teraz mogłam wpatrywać się, jak łączy się z większą wodą i płynie dalej przed siebie. Ciekawe doświadczenie. Nawet obolałe nogi nie odebrały magii temu miejscu.

Przejście 49km pokazało nam, że potrafimy pokonać siebie. Smak zwycięstwa daje dużo energii. Nie ważne były odparzenia, otarcia, bąble na nogach, czy trzęsące się ciało, które doszło do swojej ściany. Ważny był umysł... czysty, przestrzenny, wolny. Iść przed siebie i nie cofać się. Miałam nadzieję, że ta taktyka będzie możliwa przy kolejnych projektach długodystansowych i pozwoli nam częściej iść dalej i szybciej docierać do określonego punktu.


Kanał sam w sobie był mniej i bardziej interesujący. Wiele kilometrów to wędrówka w towarzystwie głośnych autostrad, brudnych fabryk, zaśmieconych magazynów. Z wielkim bólem przyglądaliśmy się łabędziom, gęsiom, kaczkom, które muszą żyć wśród odpadów, których gniazda są otoczone śmieciami. Najprzyjemniej zrobiło się, gdy przekroczyliśmy granicę Lancashire - Yorkshire. Wtedy krajobraz stał się bardziej zielony, wiejski, naturalny.

Mijaliśmy sporo łodzi, które czujnie obserwowałam ze względu na ich nazwy. Wiele z nich to taka wizytówka niezgody na system, który nakazuje ludziom żyć szybciej. Właściciele tych łajb cenią sobie prostotę, zwyczajność, towarzystwo śpiewających ptaków, a nie korporacyjną rutynę i przymus.

Podczas wieczornych wypraw mieliśmy przyjemność spotkać kilka szczurów i nietoperzy. Szczury, skubane, nieźle pływają 🙂. Nie zabrakło także czapli, wiewiórek i królików. Aaaa i była też wydra 🙂.


Kanał to życie. Czasami zbliżone do slamsów. Innym razem obfitujące w soczystą zieleń i czystą wodę. Jedni muszą walczyć o przetrwanie. Inni egzystują w przyjaznych warunkach.


Ta wyprawa była sporym zaskoczeniem. Nigdy nie pomyślałam, że taka zwyczajna trasa może dać apetyt na więcej, może obudzić głębsze pragnienia, może otworzyć furtkę do nowego.

Kanał zawsze będzie mi się kojarzyć z siłą i życiem. 11 czerwca, pokonując 37km, przyglądałam się moim nogom i mojemu ciału uważniej. Cztery lata wcześniej od śmierci dzieliło mnie kilka godzin. Karetka pogotowia na sygnale, przygotowana sala operacyjna, lekarze czekający na moje przybycie i moja pełna nieświadomość, oraz szok po przebudzeniu na sali szpitalnej. Cysta w mózgu potrafi zrobić zamieszanie. A ja mogłam iść przed siebie... mogłam odkrywać... mogłam poznawać... nie tylko świat, ale również siebie. Wartość takich chwil jest nie do opisania. Śmierć i życie. Dotknąć obu brzegów to w moim przypadku widzieć wyraźniej, czuć mocniej, doceniać bardziej.


Adam nie jest dużo lepszy ode mnie. On zaliczył operację kręgosłupa i nie było mowy o noszeniu ciężkich plecaków, czy ekstremalnych wyprawach.


Te nasze niepełnosprawności ścieraliśmy z wyzwaniami, i cieszyliśmy się, jak dzieci, gdy do mety docieraliśmy w jednym kawałku.




5 wyświetleń0 komentarzy

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
bottom of page