Idąc dookoła Wielkiej Brytanii, nauczyłam się, że są odcinki, które trzeba po prostu przejść, są takie, które służą do zrobienia rekonesansu, i są też te, którymi należy się delektować, które nadają najwięcej wartości całej przygodzie.
Przestrzeń od Scarborough do Whitby to wyjątkowa perełka z malowniczymi krajobrazami. Nie chciałam jej odkrywać w strugach deszczu albo przy zachmurzonym niebie. Zależało mi na tym, aby nasiąknąć tymi miejscami, kiedy mają one możliwość zaprezentować się w całej okazałości i w najlepszym wydaniu. Chciałam móc dotknąć ich piękna i zachować je w sercu na jak najdłużej. Czekałam na ten moment całą zimę.
Wytargaliśmy dwa przyzwoite dni i wykorzystaliśmy je na przeurocze spacery. Maszerowaliśmy wśród kwitnących drzew i krzewów. Aromatyczne zapachy wiosny unosiły się w powietrzu. Z jednej strony mieliśmy zielone przestrzenie łąk i pastwisk, na których kilkudniowe owieczki odkrywały świat i poznawały życie. Z drugiej rozciągało się Morze Północne po sam horyzont. Droga prowadziła po klifach. Schodziliśmy w dół do zatok, aby po chwili wspinać się na te masywne skarpy. Było cudownie. Tak, jak natura budzi się po zimowym śnie, tak i krok ogrzany słonecznymi promieniami staje się bardziej radosny i śmiały. Byłam wdzięczna za ten moment, za ten szlak, za to, że mogłam się nim pobrudzić, że mogłam się nim zmęczyć.
Pod koniec marca wybraliśmy się do Whitby. Zaskoczyła nas ilość turystów w tym mieście. Miejsce parkingowe wcale nie było łatwo znaleźć. Zupełnie inaczej to wyglądało, kiedy byliśmy tu ostatni raz. Wtedy chłonęliśmy ciszę, spokój i nostalgię. Teraz musieliśmy szybko opanować umiejętność manewrowania wśród tłumu ludzi. Autobus wywiózł nas do Robin Hood's Bay. Na miejscu poświęciliśmy kilka chwil na sentymentalny spacer po tej rybackiej wiosce. Ze wzruszeniem przyglądałam się wszystkiemu, co było związane z naszym projektem Coast to Coast. To był nasz pierwszy z tych prawdziwszych długodystansowych szlaków. Na nim poznawałam siebie i przesuwałam granice tego, co wiem o sobie. Zrobiłam kilka pamiątkowych fotek i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Szlak okazał się być popularny. Ludzi nie brakowało. Każdy zachwycał się widokami. Jedni regularnie przystawali na sesje zdjęciowe. Inni przysiadali w zacisznym miejscu, wpatrywali się przed siebie i nasiąkali chwilą. Ja szłam przed siebie i wszystkie wyjątkowe obrazy chowałam do kieszeni. Ponownie z niedowierzaniem patrzyłam na potęgę żywiołu i piękno natury. Cieszyłam się tym, że jestem, że widzę, że czuję.
Dwa tygodnie później pojechaliśmy do Robin Hood's Bay i ruszyliśmy w kierunku Scarborough. Nie spieszyłam się. Z namaszczeniem stawiałam każdy krok na szlaku. To były ostatnie kilometry w tym regionie. Chciałam rozciągnąć tę chwilę w czasie. Przystawałam, aby wpatrywać się w morską przestrzeń. Wsłuchiwałam się w dźwięki fal. Przyglądałam się klifom. Zastanawiałam się, czy mnie ta duża, rozkołysana woda nie znudzi? Przede mną jeszcze kilka tysięcy kilometrów w jej towarzystwie. Idąc w zamyśleniu, zobaczyłam starą, drewnianą ławkę, na której był wygrawerowany napis NORTH SEA TRAIL i jego symbol. Serce szybciej zabiło. Dotknęłam liter. W brzuchu motyle zaczęły radośnie fruwać. Wciągnęłam powietrze do płuc. Po chwili wypuściłam, jakbym zdmuchiwała świeczki na torcie. Wysłałam moje życzenie w przestrzeń... moje marzenie o przejściu tego szlaku. Wydaje mi się ono zbyt odważne i zbyt ogromne, ale jak sobie pomyślę o odkrywaniu wybrzeża kolejnych państw, to nogi same się rwą w drogę.
Myśli powróciły do ustawień, które obejmowały rzeczywistość. Jeszcze mocniej wpatrywałam się w głębiny Morza Północnego. Ten spacer obudził pragnienia, przypomniał, jak wiele jest jeszcze do zobaczenia, do przejścia, do osiągnięcia. Do domu wiozłam pod powiekami szeroki świat, w głowie ogromną niewiadomą, a w sercu fascynujące uczucie ciekawości.
Whitby - Robin Hood's Bay - 14.65km - 3 godziny i 34 minuty - 30.03.24 Sobota
Robin Hood's Bay - Scarborough - 25.20km - 5 godzin i 41 minut - 14.04.24 Niedziela
コメント