Gdy szliśmy w stronę THE LIZARD PENINSULA, zastanawiałam się nad pytaniem, które zadał nam Nigel, właściciel mieszkania, które wynajmowaliśmy. Czy krok nas ciągnie, czy my go pchamy? Mój organizm był zmęczony, czuł wysiłek ostatnich dwóch dni, a ja mu kazałam iść dalej. Wiał silny wiatr i regularnie pojawiała się gęsta mżawka. Było szaro. Uparcie szłam przed siebie i starałam się przyjąć pogodę taką, jaka jest, bez oceniania. Morze miało stalowy kolor. Zniknęły jego turkusowe odcienie, które widzieliśmy w piątek i sobotę. Momentami ciężko było znaleźć punkt, gdzie kończy się niebo, a zaczyna powierzchnia wody. Wszystko zlewało się w jedną, szarą masę. No, ale co z tym krokiem? Na pewno, gdy jestem na początku jakiegokolwiek szlaku, to on mnie ciągnie. A może go pcham, aby przyspieszyć wędrówkę i szybciej dowiedzieć się, co jest za kolejnym zakrętem? Nie wiem. A jak to wygląda, gdy jestem zmęczona i brakuje mi sił, aby iść przed siebie, i przesuwam się dalej tylko siłą woli? Zdarza mi się, że piszę, że targałam siebie do przodu... czyli ciągnęłam krok i całe swoje obolałe ciało. A może jednak pchałam, aby wspomóc się odrobinę? I tak od czasu do czasu powracałam sobie do tej filozoficznej zagadki. Odpowiedzi jednak jeszcze nie znalazłam. Bo czy ciągnąć jedną nogę nie oznacza jednocześnie, że drugą się pcha?
Niedziela to dzień bardziej skomplikowany, jeśli chodzi o komunikację miejską. Przekuliśmy ją więc na formę turystyczną. Już wcześniej pojawił się temat, czy tylko skupiamy się na zadaniu, które sobie wyznaczyliśmy, czy poświęcamy trochę więcej czasu miejscom, które nas w jakiś sposób zainteresowały i zaintrygowały? Doszliśmy do wniosku, że ta druga wersja bardziej nam odpowiada. Starym więc zwyczajem podjechaliśmy samochodem do punktu startowego, w tym przypadku do Mullion Cove, bo tam zakończyliśmy sobotnią wędrówkę, i poszliśmy do THE LIZARD PENINSULA, aby z tego miejsca powrócić do auta na własnych nogach. Na wieczór natomiast zaplanowałam spacer do Mousehole. Jeszcze raz chciałam odwiedzić miasteczko o tak zabawnej nazwie, jak „Mysia Dziura” i pochodzić po jego wąskich uliczkach, i powdychać ten oryginalny urok, i nacieszyć się malowniczym portem. Wszystko jest tam niewielkie, ale pod powiekami pozostaje na długi czas.
W ten sposób Kornwalia pozostawiła w nas sympatyczne odczucia. To było nasze trzecie spotkanie z tym regionem. Nigdy nie potrafiliśmy dostrzec piękna tego terenu. Dopiero teraz coś kliknęło i zaczęłam widzieć w tych nadmorskich miasteczkach coś więcej niż ulice pełne samochodów i porty z rybackimi kutrami, w których jest jakoś pusto i surowo. Z przyjemnością powrócę na południe Anglii. Już czekam na ten moment.
Dzień zakończyliśmy z 28.7km w nogach, z czego o dodatkowe 8km jesteśmy dalej w naszej wyprawie.
Jutro powrót do domu, do codziennej rzeczywistości, pracy, obowiązków i zobowiązań. Ale to już nie będzie zwyczajne życie. Tym wyjazdem otworzyliśmy furtkę do wielkiego świata i ogromnego projektu. Od tego momentu każda wolna chwila będzie dedykowana nowej przygodzie. Za kilka dni ponownie wybierzemy się na szlak i to nie jakiś tam szlak, ale taki o bardzo długim mianowniku o nazwie DOOKOŁA WIELKIEJ BRYTANII.
Za nami 3 dni chodzenia... jakieś 72.8km do przodu pokonanych w 19 godzin i 31 minut.
Opmerkingen