Życie można PO PROSTU przeżyć... Patrzę na to zdanie już czwarty dzień i nie potrafię napisać kolejnego. Czytam je głośno, powtarzam je w myślach i staram się objąć jego znaczenie. Zastanawiam się, co to znaczy, że ŻYCIE MOŻNA PO PROSTU PRZEŻYĆ? Iść krok po kroku... bez większych oczekiwań i potrzeb. Wstać rano, przejść po cichu przez swoją codzienność, a wieczorem zasnąć, aby obudzić się kolejnego dnia i ten sam scenariusz powtórzyć raz jeszcze. Podążać tą samą drogą, powielać te same schematy, oddawać się tym samym rytuałom. Stać się Zastałkiem, który bezpiecznie czuje się na wybudowanym przez siebie obszarze. Żyć domem, pracą, samochodem, kredytem. Od czasu do czasu spotkać się ze znajomymi, pojechać na wakacje, wyjść do kina albo na siłownię.
Czasami sobie myślę, że ta prostota ma w sobie dużą wartość... że to wcale nie jest Dzień Świra... że w takiej niepopędzanej codzienności jest pogodna akceptacja, która pozwala na autentyczne smakowanie życia. Szczególnie kiedy mam wszystkiego dość, jestem zmęczona, niebo wali mi się na głowę, a grunt zapada się pod nogami, powracam do tej myśli, że ŻYCIE MOŻNA PO PROSTU PRZEŻYĆ. Przecież nie muszę biec, gonić, ścigać się, pchać, ciągnąć. Nikt mi nie każe szarpać się z dniem, mocować się z nim, udowadniać mu jak bardzo jestem silna i odważna. Mogę PO PROSTU ŻYĆ. Spokojnie, powoli, miarowo, bez pośpiechu iść przez czas. Wyjść o poranku po bułki i mleko. Ugotować smaczny obiad. Posprzątać w domu. Poczytać książkę. Wielkie oczekiwania odłożyć na półkę. Marzenia przykryć kocem. Drabinę odstawić na strych. W sumie, jakie to ma znaczenie, jak daleko pójdę... jak wysoko uda mi się wspiąć? I bywa, że robię sobie przerwę w życiorysie, które uplecione jest z MUSZĘ, POWINNAM, TRZEBA, NALEŻY. I bywa, że przez jakiś czas PO PROSTU ŻYJĘ. Jak Jan Kochanowski siadam pod moją lipą i delektuję się zwyczajną chwilą.
Mija dzień, drugi, trzeci. Coś zaczyna mnie swędzić, coś uwierać, coś kłuć. Oczy z tęsknotą patrzą w dal. Nogi niecierpliwie drepczą w miejscu. Serce usycha bez swojej dawki uniesień i wrażeń. Głowa chce konstruktywnej aktywności. Relaks upomina się o działanie. A kreatywność i twórczość domaga się prawa głosu.
Za każdym razem, kiedy podejmuję próbę odegrania roli Zastałka, to oblewam ten egzamin wszerz i wzdłuż. A jednak są takie życiorysy i wydają się nie cierpieć z tego powodu. Nie dramatyzują, że przygoda nie puka do ich drzwi. A nawet cieszą się, że mają swój spokój i swoją ciszę.
Temat ŻYCIE MOŻNA PO PROSTU PRZEŻYĆ przyniosłam na spotkanie z psycholog Joanną Wall. Poruszyłyśmy aspekt osobowości, charakteru, posiadanych zasobów, wartości, przeżytych doświadczeń, wzorców, nawyków. Przeszłyśmy przez grupę ludzi, dla których POZNANIE nie jest najważniejszą wartością, a tym samym nie odczuwają braku... nie mają w sobie apetytu ZMIANY, który w miarę jedzenia rośnie. Predyspozycje ich charakteru sprawiają, że świetnie odnajdują się w nieskomplikowanej codzienności. Spojrzałyśmy na osoby, które tak są pochłonięte strukturą dnia, tygodnia, miesiąca, że w tym wszystkim nie znajdują czasu, aby przystanąć i poszukać w sobie, czy takie życie jest ich PRAWDĄ. Następnie popatrzyłyśmy na tak zwanych "kanapowców", którzy wracają z pracy i czas wolny wypełniają biernością. Oni nie szukają WIĘCEJ, bo miejsce, w którym się znajdują i tak jest dużo lepsze, niż mieli wcześniej. Z wdzięcznością przyjmują to, co mają. Fakt, że posiadają pracę, dom i stać ich na życie, daje im poczucie bezpieczeństwa i pozwala zasypiać ze spokojem. Nie mają potrzeby szukania DALEJ. I jest jeszcze grupa, która może i by coś zmieniła w swoim życiorysie, ale kompletnie nie wie CO i nie wie JAK? Natomiast wysiłek związany z poszukiwaniami ich przerasta.
Teraz rozumiem. Wiem, że nie każdy musi chcieć biec na koniec świata... nurkować w nieznane... wspinać się po nowe. Wcale to nie oznacza, że przejście przez życie bez ambitnych oczekiwań i spektakularnych wspomnień, jest czymś gorszym. Każdy z nas jest inny, ma inne potrzeby, inaczej patrzy na świat.
Zostało jeszcze A CO JEŚLI... A CO JEŚLI w momencie, kiedy przychodzi czas rozstać się ze światem, pojawia się żal, że w życiu było za mało smaków, dźwięków, kolorów i kształtów... że pobyt na ziemi tak szybko minął i człowiek nie zdążył poznać, doświadczyć, przeżyć... że przecież były marzenia i pragnienia.
Odpowiedź Asi jest krótka, ale idealnie trafia w punkt. SPRAWDZAJ. Jej zdaniem CZĘŚCIEJ ROBIMY PRZEGLĄD SAMOCHODU NIŻ SAMYCH SIEBIE. Trudno się nie zgodzić z tą prawdą. A chodzi o to, aby zaglądać do swoich wartości, które regularnie się zmieniają... aby pytać siebie, czy wciąż czuję się dobrze w miejscu, w którym jestem... czy się uśmiecham, mam w sobie radość, cieszę się dniem? Czy smutek często zagląda w moje oczy... czy ciemność wprasza się do głowy... czy myśli nabierają negatywnych kształtów? Robić przegląd samego siebie, to sprawdzać, czy pojawia się brak, pustka, nieokreślona nijakość, którą trudno nazwać... czy zaczyna człowieka gdzieś ciągnąć...
ŻYCIE MOŻNA PO PROSTU PRZEŻYĆ... jeszcze nie zdążę skończyć czytać tego zdania, a już pojawia się w mojej głowie jego druga część: ALBO MOŻNA JE WYKORZYSTAĆ.
Joanna Wall - polski psycholog
Źródło zdjęć
Gabriele Corno
A ja myślę sobie , że w ogóle nie trzeba nigdzie iść i nic robić, samo poznawanie siebie może być przygodą , która wywołuje dreszcze na ciele. Żeby przeżyć swoje życie trzeba się urodzić. A zastanawiałaś się kiedyś na tym kiedy człowiek się rodzi? Czy w dniu urodzin, w dniu fizycznego przyjścia na świat? Czy może w zupełnie innym momencie? Można siedzieć na kanapie i być Zastałkiem czy kimkolwiek, ale można też siedzieć na kanapie i przeżywać najpiękniejszą przygodę swojego życia. Odpowiadać sobie na pytanie kim jestem. Poziom być. Niekoniecznie co robię czy co mam ale kim jestem. Jestem wręcz pewna, że nie musisz biec, gonić czy ścigać się, że nie musisz się szarpać, zmieniać się ani udowadniać swojej sił…